wtorek, 23 lutego 2016

2. Cześć, jestem Justin



Siedziałam przy pustym stoliku rozglądając się po pomieszczeniu jakbym była tu po raz pierwszy. Mój wzrok przyciągnął chłopak, który stał w drzwiach razem z Gawinem, dyrektorem szpitala. Miał śliczne złote włosy postawione do góry, bardzo nisko opuszczone spodnie i fioletowe buty za kostkę. Chyba zauważył, że się na niego gapię, bo po chwili zaczął iść w moim kierunku.

Jasna cholera.


-Cześć, jestem Justin.

Podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka.

-Umm, hej, nie powiesz mi jak masz na imię?

Nadal się nie odzywałam, wstałam od stołu. Podeszłam do stolika gdzie siedział Logan i kilka pielęgniarek.

-Możesz mnie stąd zabrać? - szepnęłam do chłopaka, a on momentalnie wstał z miejsca i wyprowadził mnie ze stołówki.

-Coś się stało? - zapytał zaniepokojony. Pokręciłam przecząco głową

- Odezwałaś się do mnie sama z siebie, gratuluję. - Uśmiechnął się i przepuścił mnie w drzwiach windy.

Przez resztę drogi do mojego pokoju nie odezwałam się ani słowem.

Logan otworzył mi drzwi i wszedł za mną do pokoju.

- Co tamten dzieciak od ciebie chciał?

Wzruszyłam ramionami obojętnie i weszłam do łazienki zdejmując bluzkę.

Nie obchodziło mnie to, że Logan uważnie przyglądał się co zamierzam zrobić.
Stanęłam przed lustrem i patrzyłam na blizny na obojczykach i ramionach. W moich oczach pojawiły się łzy.

Zawsze to robię, zawsze patrzę na to co on mi zrobił kiedy byłam malutka. Patrzyłam na znaki, które przypominają mi dlaczego tu jestem.
Nawet nie zauważyłam kiedy łzy ciekły ciurkiem po mojej twarzy.

-Chcesz mi o tym opowiedzieć? - Zapytał cicho Logan trzymając się w bezpiecznej odległości.

Nie odezwałam się tylko nadal łkałam.

Logan podszedł do mnie. Chwycił mnie pod kolanami i pod lędźwie i podniósł mnie delikatnie. Zawiesiłam na nim ręce i wtuliłam wilgotną od łez twarz w jego szyję. Chłopak przeniósł mnie do pokoju. Posadził mnie na łóżku, a ja ukryłam twarz w dłoniach, chociaż już przestałam płakać. Logan uklęknął pomiędzy moimi nogami i chwycił moje dłonie odsuwając je od mojej twarzy.

-Liv, wyrzuć to z siebie, obiecuję, że będzie ci lepiej.

Patrzyłam w jakiś punkt przede mną. Wiedziałam, że mój wzrok jest pusty i martwy. Wszystkie emocje, które mnie przytłaczają skupiły się w cholerną bezsilność. Mam już dosyć ciągłego patrzenia na swoje blizny i przywracania tych pieprzonych wspomnień, które wywołują moja wewnętrzną destrukcję.

Jeszcze nie

Pomyślałam i pokręciłam przecząco głową

~*~

Wieczorem znów zeszłam do stołówki z Loganem. W drzwiach minęłam szatyna, który przywitał się ze mną wcześniej. Usiadłam przy swoim stoliku i gapiłam się na chłopaka.

Jak on miał na imię, Austin, Dustin..?

Dźgałam widelcem ciasto czekoladowe i nawet nie zauważyłam kiedy Rose usiadła obok mnie.

-Przystojniak, prawda? Widzę jak na niego patrzysz. -Powiedziała i uśmiechnęła się znacząco.

Wzruszyłam ramionami

-To Justin.

A więc to jego imię.


-Trafił tu za karę, jako prace społeczne. Przydzielili go do siedzenia z pacjentami i dotrzymywania im towarzystwa.

Mój wzrok znów padł na chłopaka i na moje nieszczęście, on spojrzał na mnie w tym samym momencie.

Zabijcie mnie, on tu idzie.

-Hej, czemu wcześniej mnie olałaś? - Zapytał z wyrzutem w głosie.

Nie odezwałam się ale nie spuściłam z niego wzroku.

-Chciałem zapoznać się z osobami, z którymi będę pracował. -Zrobił zmartwioną minę i odszedł.

Zrobiłam zszokowaną minę i spojrzałam pytająco na dziewczynę.

-Pewnie dr. Reed chce żebyś się otworzyła.

-Dr. Reed. - Gwałtownie wstałam z miejsca i pobiegłam w stronę windy.

Usłyszałam za sobą tylko śmiech Rose.

Wpadłam do gabinetu mojej lekarki i od razu potknęłam się o dywan lądując na twarzy.

-Przepraszam - wydyszałam wstając i usiadłam na swoim stałym miejscu.

-Nic się nie stało, widocznie zatrzymało cię coś ważnego.

Dr. Reed się uśmiechnęła i rozpoczęła naszą sesję.
Przez całą godzinę byłam nieobecna, myślami krążyłam wokół tego chłopaka.

~*~

Następnego dnia rano znów zeszłam do stołówki.. Woah robię postępy.. i usiadłam przy swoim stoliku. Nie wzięłam nic do jedzenia, nie dam rady nic w siebie wcisnąć. Obiecałam Rose, że będę jeść ale nie udało mi się. Nie jestem wystarczająco silna żeby zrobić to co powinnam. Coś mnie blokuje i nikt nie jest w stanie pomóc mi to przezwyciężyć. Wstałam ze łzami w oczach i wróciłam do pokoju.
Usiadłam na parapecie i patrzyłam na spieszących się ludzi na ulicach zatłoczonego Manhattanu.

-Liv, za 15 minut masz matematykę. - Rzucił Logan przez uchylone drzwi.

Nie chciało mi się tam iść. Nie znoszę tej nauczycielki. Wiecznie się na mnie drze, bo jeszcze ani razu się do niej nie odezwałam. Ona nie ma cholernego prawa się na mnie wydzierać.

Wzięłam zeszyt i długopis i poszłam do świetlicy, gdzie zazwyczaj mamy lekcje. Usiadłam przy swoim stoliku i zaczęłam rozwiązywać zadania, które zostawiła mi nauczycielka. Za sobą usłyszałam zdyszany głos jakiegoś chłopaka.

-Przepraszam za spóźnienie- powiedział

-Nic się nie stało Justinie, dzisiaj pomożesz Olivii w rozwiązywaniu zadań.

Że co?!

Odwróciłam się gwałtownie, przez co moja głowa znalazła się dokładnie naprzeciwko krocza chłopaka. Podniosłam głowę i zobaczyłam figlarne spojrzenie Justina.

Dlaczego on?


Odwróciłam się z powrotem do kartki i włosami próbowałam zakryć zaróżowione ze wstydu policzki.

Byłam już w połowie rozwiązywania przykładów, bo matematyka całkiem nieźle mi idzie.

Szatyn usiadł obok mnie i nachylił się nad moim zeszytem, przez co jego głowa znajdowała się niebezpiecznie blisko.

-Czyli masz na imię Olivia.

Nie odezwałam się, ale próbowałam się odsunąć i zwiększyć odległość między nami, bo czułam się jakbym miała za chwilę spanikować.

-Ja jestem Justin, ale to chyba już wiesz. - Nie przeszkadzało mu to, że się nie ozywałam.

-Wiem, że nie chcesz ze mną gadać, ale chciałbym ci pomóc, serio.

-Bieber wycofaj się trochę, bo zaraz dostanie ataku paniki. - Zaszydziła dziewczyna, która siedziała przy stoliku obok.

Cindy.. Nie znoszę suki


-Lepiej pilnuj swoich ataków - ogryzł się Justin. -Ta laska od początku działa mi na nerwy.

-Podpiszcie swoje kartki i zostawcie je na stolikach. - Zakomunikowała nauczycielka.

Liv Adams ... podpisałam się. Nie znoszę jak ta baba mówi do mnie Olivia. On tak mówił.

Wstałam i dosyć szybkim krokiem podeszłam do windy. Niestety zamknęła się zanim do niej weszłam.

Czemu zawsze mi się to przytrafia?


-Olivia czekaj.- Szatyn mnie dogonił. - Chciałbym cię lepiej poznać, daj znać jak będziesz chciała pogadać czy coś.

Odwróciłam się i wsiadłam do windy.

Weszłam do pokoju i usiadłam na swoim ulubionym miejscu na parapecie.

-Hej. - usłyszałam cichy głos Logana za mną.

-Hej. - Odpowiedziałam cicho

-Przyszedłem do mojej ulubionej pacjentki - Powiedział z uśmiechem w głosie.

Uwielbiam jak tak mówi, od razu poprawia mi humor.

Zeszłam z parapetu i usiadłam na łóżku obok chłopaka.

-Dlaczego? - Zapytałam

-Dlaczego co?

-Dlaczego jesteś dla mnie taki miły, kiedy ja jestem totalną suką?

-Bo nią nie jesteś. Liv, ja widzę coś, czego inni nie widzą, widzę w tobie to co widzi Rosie. Dla mnie nie jesteś kolejną pacjentką, która chcę się zabić, jesteś dziewczyną, która dużo przeszła w życiu i musi sobie z tym poradzić, a ja chcę ci w tym pomóc. Naprawdę cię polubiłem, jesteś dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy nie miałem.

Kiedy tego słuchałam łzy pojawiły się w moich oczach.

-Nie jesteś wredną suką, tylko chcesz, żeby inni tak myśleli. Budujesz w ten sposób wokół siebie mur i nikt nie może do ciebie dotrzeć. I nie płacz głuptasie- Przytulił mnie i pocałował w czubek głowy.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz