wtorek, 23 lutego 2016

1. Najlepiej żeby w ogóle mnie nie było



Mamusiu pomóż mi... nie pozwól żeby tatuś mi to zrobił znowu. Mamusiu... mamusiu.. gdzie jesteś mamusiu? O nie.. tatuś wrócił.. może mnie nie znajdzie.. nie chcę żeby mnie znalazł..gdzie moja mamusia..


Liv siedziała na podłodze w kącie i płakała. Zalała ją fala wspomnień z tego tragicznego dnia.

Liv's POV

Mój pierwszy dzień na nowym oddziale. Przenieśli mnie z oddziału dla samobójców, bo stwierdzili, że nie zagrażam już swojemu życiu. Oczywiście jedynie mogli się domyślać, bo nie odezwałam się do nich ani słowem. Odkąd się tu pojawiłam nie odezwałam się do nikogo oprócz Rose, praktykującej pielęgniarki i siostrzenicy dyrektora szpitala. Rose jest dla mnie jak siostra. Mam wrażenie, że jako jedyna chce mi pomóc. Niestety ona została tam, a mnie przenieśli, ale obiecała, że będzie mnie odwiedzać.

W nowej sali jest inaczej. Tutaj są kolorowe ściany, ładniejsze i większe łóżko, mam nawet telewizor i biurko. Rose powiedziała, że tu będę mogła sobie zmienić "szpitalny wystrój" w domowy pokój, ale po co. Nie zależy mi. Na niczym mi nie zależy. No może oprócz April. Tęsknię za nią.

Wstałam z podłogi, otarłam łzy i weszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i znowu zalała mnie fala wspomnień.

Tatuś bardzo krzyczał na mamusie, bo schowała mnie przed nim. Bił ją, tak jak mnie. Uderzył mocno i mamuia upadła. Mamusi głowa krwawiła. Podszedł do mnie i złapał mnie za włoski. Bardzo bolało. Uderzył mnie w buzie kilka razy a później zdjął majteczki i zrobił to co zawsze. Bolało. Płakałam.

Chwyciłam za maszynkę do golenia i rzuciłam nią z całej siły w ścianę. Rozpadła się na kawałki. Wzięłam żyletkę do ręki i przejchałam nią po skórze na nodze z całej siły. Powtórzyłam to kilka razy i patrzyłam na krew ściekającą po moich dłoniach i po podłodze.

-Boże drogi co tu się dzieje? - Do łazienki wpadł chłopak ubrany w strój pielęgniarza. Podszedł do mnie i wyrwał i z rąk żyletkę, którą zawinął bezpiecznie w papier toaletowy i wrzucił do toalety.

Bez słowa zdjął ze mnie zakrwawione spodenki i koszulkę, wziął mnie na ręce i posadził w wannie.

-Liv - westchnął.- co ty wyprawiasz, chcesz znowu wrócić na 8 pietro? - Próbował ze mną rozmawiać, ale nawet na niego nie spojrzałam. W końcu go nie znam.

-Słuchaj, wiem, że nie będziesz ze mną rozmawiać, więc ja będę mówić. - Zaczął polewać ciepłą wodą moje świeże rany. Piekło mnie, ale nie przeszkadzało mi to, lubię ten ból. - Teraz ja będę się tobą zajmować, Rose mi o tobie opowiedziała i prosiła, żebym traktował cię dobrze. Ja nie chcę dla ciebie źle, ale muszę wykonywać swoją pracę, także bardzo cię proszę współpracuj ze mną.

Wyciągnął mnie z wanny, owinął w ręcznik i wyprowadził z łazienki. Czułam się jak jakaś bezwładna lalka.

-Liv, powinienem powiedzieć lekarzowi o tym, co zrobiłaś, ale wiesz co by było, prawda? - Przeszywał mnie tymi czekoladowymi, świecącymi oczami i chyba oczekiwał odpowiedzi, więc skinęłam głową. - Nie powiem, bo Rose chciała żebym był wyrozumiały, ale to ostatni raz. - Podał mi koszulkę, dresy i bieliznę. - Ubierz się.

Ponownie skinęłam głową i weszłam do łazienki żeby się przebrać. Wróciłam do pokoju i połozyłam się w łóżku. Pościel drażniła moje świeże rany ale nie był to straszny ból.

Nowy oddział, dopiero jeden dzień a już ktoś zdążył się do mnie przyczepić. Ugh, życie ssie. Czy do tych medycznych kretynów nie dociera, że nie chcę od nich pomocy i nie będę się do nich odzywać. Błagam, ja już nawet nie wiem czy umiem mówić. Usiadłam na łóżku i patrzyłam w ścianę przed sobą. To może wydawać się dziwne, ale w sumie to co mam robić. Zabrali mi telefon, laptopa. Co w takim razie miałabym robić w pustym pomieszczeniu. Tak, mam telewizor, ale kto powiedział, że ma podłączony jakąś kablówke czy coś w tym stylu. Oni chcą mnie odizolować od świata, bo "może mi się pogorszyć". Bzdura. Już gorzej ze mną nie będzie.

Najlepiej żeby w ogóle mnie nie było.

Usłyszałam pukanie do drzwi i po chwili pokazał się zza nich ten sam wkurzający chłopak.

-Kolacja. - powiedział i wyszedł.

Nie miałam zamiaru tam iść, bo znowu będą kazali mi jeść. Nic im to nie da, bo i tak tego nie zrobię. Zawsze tak jest, powtarza się to od samego początku. Ja nie jem, oni mnie zmuszają, ja nadal nie jem i kończę pod kroplówką z wygłodzenia.

Zakopałam się po uszy w kołdrę i chciałam usnąć.

-Liv jeżeli za 3 sekundy stąd nie wyjdziesz, to przysięgam, sam cię wyniosę. - Nawet nie zauważyłam, kiedy mój dręczyciel pojawił się w drzwiach z wyrzutami.

Nie zareagowałam na to, co powiedział, bo wiedziałam, że mnie nie ruszy. Myliłam się. Chłopak zrzucił ze mnie pościel i wziął mnie na ręce. Zaczęłam się wyrywać, co poskutkowało tylko moim upadkiem na dosyć twardą podłogę.

-O co ci chodzi człowieku?! - krzyknęłam, co go mocno zszokowało, ja sama byłam zdziwiona, że tak potrafię.

Chłopak zaniemówił, ale po chwili się ogarnął.

-Słuchaj, Rosie mnie prosiła, żebym się tobą zajął, więc nie chcę żebyś skończyła wygłodzona i odwodniona, czaisz? Na początku próbowałem być miły, ale widać nie zadziałało, teraz chciałem ostrzej, ale to też na ciebie nie działa, więc jak mam ci pomóc?

-Może ja nie chcę pomocy - wyszeptałam ledwie zrozumiale.

-Ale ja chciałbym ci jej udzielić, proszę współpracuj ze mną, chodź na stołówkę i weź chociaż gryza kanapki, cokolwiek... pokaż mi, że nie jest z tobą tak źle, jak chciałabyś żeby wszyscy myśleli.

Nie wierzyłam w to, co robię, nie dość, że wypowiedziałam DWA ZDANIA, to jeszcze coś mnie tknęło, wstałam z podłogi i podeszłam do drzwi. Chyba nie wiedziałam, co robię, teraz to już kompletnie zwariowałam. Wcześniej odzywałam się TYLKO do Rose. Chyba naprawdę nie jest ze mną tak źle, skoro mogę mówić też do innych.

Chłopak wyszedł za mną i zamknął drzwi do mojej sali.

-Tak w ogóle to jestem Logan - wyciągnął do mnie rękę czego ja nie odwzajemniłam więc westchnął i przepuścił mnie w drzwiach windy.

Zjechaliśmy na parter i szliśmy w stronę stołówki. Kiedy przeszłam przez drzwi, wszystkie oczy stolika lekarzy były skupione na mnie. Chyba widzą mnie tu pierwszy raz od bardzo dawna. Po chwili podbiegła do mnie uśmiechnięta i również zdziwiona Rose. Chciała mnie przytulić, ale w porę przypomniała sobie, że nie znoszę kiedy ktoś mnie dotyka.

-Liv, bardzo się cieszę, że w końcu przyszłaś na stołówkę. Usiądź przy swoim dawnym stoliku, nadal na ciebie czeka. - Uśmiechnęła się i podeszła do Logana, który stał za mną.

-Jakim cudem udało ci się ją wyciągnąć z pokoju? - Zapytała niedowierzając.

Dalszej rozmowy nie słyszałam, bo poszłam usiąść przy swoim stoliku w kącie.

Patrzyłam na to całe jedzenie na wszystkich stołach dookoła i zrobiło mi się niedobrze. I ja niby mam to jeść?!

Rose usiadła obok mnie i dotknęła mojego ramienia.

-Zjesz coś, czy dzisiaj na razie patrzymy?

-Prędzej zwymiotuję

Rose tylko się zaśmiała.

-Załatwić ci coś lepszego niż ten syf?

-Tak proszę

-A jak sprawdza się Logan? Dacie sobie radę?

Wzruszyłam ramionami

-Czyli mogę powiedzieć dr. Reed, że mam dla ciebie pielęgniarza, tak? Bo bała się, że nikomu nie pozwolisz się sobą zająć

Skinęłam głową


-Cieszę się - dotknęła mojego ramienia i delikatnie potarła - Muszę lecieć, bo kończę dyżur na dzisiaj, jak będziesz chciała wrócić do sali to poproś Logana, bo sama nie możesz szwędać się po korytarzach. Kocham cię - Pocałowała mnie w policzek i odeszła.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz